Miał być kolejny wpis zaraz po powrocie z Tadżykistanu, a to już przecież drugi miesiąc minął odkąd zjechałam z pamirskich zboczy. Co się dzieje? Dużo się dzieje i mam obawy, że nawet o połowie nie będę w stanie opowiedzieć. Zresztą nie ma potrzeby, bo to mozaika drobiazgów ważnych czasem tylko dla mnie i zupełnie niezrozumiałych dla innych.
„Wczoraj spałam na wersalce u księdza proboszcza-harlejowca na plebanii. Dzisiaj na ludwiku filipie u znajomych we Wrocławiu. Jutro na łóżku piętrowym w hostelu w Krakowie. Co będzie później, jeszcze nie wiem. Tymczasem moje mieszkanie w Poznaniu żyje własnym życiem. Jacyś ludzie przychodzą tam, wychodzą. Śpią, jedzą z moich talerzy, czasem czytają moje książki. Przynoszą jakieś rzeczy, inne wynoszą. Niby wszystko jest pod kontrolą, a jednak dzieje się jakoś tak poza mną.”
Napisałam to ponad miesiąc temu, ale do dziś nic się nie zmieniło. Mieszkam aktualnie w kilku miejscach jednocześnie albo właściwie nie mieszkam nigdzie. Jestem już posiadaczką czterech czy pięciu szczoteczek do zębów, bo ciągle je gdzieś zostawiam. Najbardziej doskwiera mi chyba to, że lato już się kończy, a ja nie mam czasu na przygotowanie przetworów.Moja spiżarnia straszy stosem pustych słoików. Przez te wszystkie wyjazdy przeoczyłam sezon rabarbarowy i o mały włos zostałabym bez zapasów bobu na zimę!
Ale przecież właśnie tego chciała moja cygańska natura. Tego szwendactwa, spania na walizkach i ciągłego przemieszczania się. Więc teraz wcale nie narzekam. Tylko odkrywam na nowo swoją schizofrenię wewnętrzną. Jeśli siedzę zbyt długo w jednym miejscu to popadam w jakiś dziwny stan otępienia. Rutyna dnia codziennego mnie zabija. Dwa razy w życiu próbowałam pracy na etacie. I dwa razy skończyło się to fiaskiem. Uciekłam, gdy tylko nadarzyła się pierwsza lepsza okazja. Muszę się ruszać, zmieniać miejsca i ludzi, bo to otwiera mi głowę. I wtedy wysypują się z niej pomysły i nowe marzenia do spełnienia. Tylko, że wiele z nich wymaga pracy i czasu, którego ciągle mi brakuje. I tak zamyka się błędne koło. Może kiedyś uda mi się wreszcie nad tym wszystkim zapanować- przestać sypiać (to przecież takie marnotrawstwo czasu) albo posiąść umiejętność bilokacji:)
Na razie szarpię się z życiem. I nie zamierzam przestać:) Trzymajcie kciuki.